O tyrce ponad siły we własnym biznesie

zmęczenie pracą

Przychodzi taki moment w biznesie, czasem na samym początku, czasem chwilę później, podczas którego dociera do nas myśl: “Tak wiele zależy teraz ode mnie”.


Wtedy o dziwo nie załącza się nam panika, ale chęć działania za wszelką cenę i do upadłego. Nierzadko kończy się to klątwą perfekcjonisty.


O ile mówisz sobie:

“Świetnie sobie poradzę” albo

“Dziś jest mój dzień”,

to wszystko w porządku, bo działasz (i oby z umiarem!).


Gorzej jeśli przeistacza się to w: “Padnę, ale zrobię”.


Nakręcasz się coraz bardziej, podkręcasz sobie śrubę i zaciskasz pętlę na szyi, bo uważasz, że powinieneś działać jeszcze efektywniej. Tylko wiesz co? Gdy za mocno zakręcisz nakrętkę, gwint w końcu się przekręca. Co oznacza to dla Ciebie? Że też masz swoją wytrzymałość, a jak ją przekroczysz będziesz kręcić się w kółko i bez sensu.


I powiem więcej. Możliwe, że popełniasz błąd związany z potrzebą dopieszczenia wszystkiego do ostatniego szczegółu. Skupiasz się na tym, że ciężko pracujesz, zamiast zastanowić się, w jaki sposób to robisz i jakie daje to realne efekty. 


Może być bowiem tak, że mimo Twojego zmęczenia, które przerosło już Mount Everest, Twój biznes i tak się nie rozwija. A przecież jego założenie miało dać Ci lepszą jakość życia. Nie dość, że żyjesz z frustracją z braku rezultatów, to jeszcze nie wiesz nawet jak żyjesz… I nie ma to nic wspólnego z rzekomym zadowoleniem, luksusem, dysponowaniem własnym czasem, miłością do siebie i tego, co robisz. 


A właśnie tę miłość i pasję miałeś czuć. O tym myślałeś, kiedy składałeś papiery, dotyczące założenia działalności do stosownego urzędu. To o tym marzyłeś przez te wszystkie wieczory przed podjęciem ostatecznej decyzji: “Będę swoim własnym szefem”. To założenie przyświecało Ci, gdy myślałeś o celu własnego biznesu, prawda? 


Może teraz Cię zaskoczę, ale powiem Ci coś, co zrozumiałam dopiero, gdy sama trafiłam w ten chomikowy kołowrotek, a w końcu z niego wyleciałam jak z procy. Po potrząśnięciu się z tego wariactwa, dotarło do mnie, że wytyczną odnoszenia sukcesu w biznesie na pierwszym miejscu wcale nie jest to, ile pieniędzy zarabiasz miesięcznie. One są oczywiście wspaniałym zasobem, ale uwierz, nigdy nie osiągniesz poziomu zarobków, przy którym powiesz sobie: “O, tyle mi wystarczy”. Zawsze chce się więcej, nie oszukujmy się. Natomiast prawdziwe spełnienie we własnej działalności przychodzi wtedy, gdy odczuwasz satysfakcję i zadowolenie z tego, co robisz. A oranie po nocach raczej nie ma z tym nic wspólnego, zgodzisz się ze mną?


Wiesz czego zatem potrzebujesz do sukcesu? 

Poczuć się w swoim biznesie wspaniale tu i teraz. 

A nie czekać na sukces do legendarnego jutra.

De facto jutro nigdy nie nadchodzi, nieprawdaż? 

Przyjmij więc, że drobne sukcesy, ale wielokrotne, są warte tyle samo, co ogromny, ale powiedzmy sobie szczerze, nienastępujący z dnia na dzień, sukcesior.


I prostując, nie namawiam Cię do zarzucenia swoich obowiązków albo rezygnowania ze zleceń, które udało Ci się zdobyć. Nie! Zachęcam Cię jedynie do wzięcia głębokiego oddechu, zatrzymania się na moment i odpowiedzenia sobie na pytania:

Czy to, na co poświęcam czas i tak ciężko tyram, faktycznie buduje w moim biznesie to, czego oczekuję? 

Czy robię “sztukę dla sztuki” i nic z tego nie wynika, oprócz mojego zmęczenia?

Czy przypadkiem nie biorę na siebie rzeczy całkowicie zbędnych?

Czy dobrze mi jest w obecnym położeniu i nie zawalam innych sfer życia?

Czy jestem szczęśliwy?


Wiem, że chcesz mieć wspaniały biznes i całkowicie Ci tego życzę. Wiem również, że nie dbając po pierwsze o siebie, nie dasz rady przejść drogi do celu, bo po prostu zabraknie Ci sił. Nie ma nic przyjemnego w gonieniu kolejnego “króliczka” - nowego projektu, zlecenia, dopływu gotówki, kolejnego klienta, jeśli z przerobienia zaczynasz mieć dość tego, co robisz. Po prostu pomyśl o tym, pomyśl o sobie!


Pozdrawiam Cię mocno,
Iza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz